Świetną partię rozegrał między słupkami Patryk Plaszczak! W stołecznym Centrum Sportu przy ul. Banacha od pierwszego gwizdka żółto-czerwoni czuli się niemal jak u siebie. A wszystko za sprawą żywiołowego dopingu zamojskich kibiców. Początek w wykonaniu obu ekip był dość nerwowy. Zamościanie zaliczyli kilka prostych strat w ataku, ale miejscowi mieli ogromne problemy z pokonaniem Patryka Plaszczaka. Gdy już zawodnicy ochłonęli, nastąpiła wymiana ognia. Żadnej z drużyn nie udało się jednak wypracować większej przewagi. Z każdą minutą tej warszawskiej bitwy zamościanie grali skuteczniej w defensywie. Do tego agresywne wejścia Huberta Obydzia, Pawła Puszkarskiego i Tomasza Fugiela wymuszały faule, a te kończyły się karami dla gospodarzy. W efekcie do przerwy mieliśmy prowadzenie 15:11, a bramkarz żółto-czerwonych kończył pierwszą połowę z 40-procentową skutecznością.
Po zmianie stron nic nie zapowiadało, że w tym meczu tętna kibiców przekroczą jeszcze bezpieczną granicę. W 36 min. na tablicy wyników było 13:20, a w 42 min. 16:22. Wówczas jednak żółto-czerwonych przydarzył się przestój. Dość powiedzieć, że na minutę przed końcem gospodarze doprowadzili do remisu 27:27. Marcin Czerwonka wziął natychmiast ?czas? i poinstruował zawodników, co mają zagrać. Piłka trafiła na koło do Bartosza Skiby, który został sfaulowany. Do karnego podszedł Tomasz Fugiel i na raty pokonał Konrada Lendera. Miejscowym pozostało 21 sekund, ale nie oddali już rzutu i kolejne 3 punkty powędrowały na konto Padwy.
No cóż, jak tak dalej pójdzie, to na plakatach meczowych Padwy będzie musiało pojawić się ostrzeżenie: ?Przed przybyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą?. A może po prostu w cenie biletu powinna znaleźć się fiolka z walerianą?
– Zacznę od tego, że wygrana w Warszawie zawsze ma swoją wartość, bo bardzo wiele ekip tej przyjemności nie doczeka. Na pewno jednak odżegnuję się od reguły, że zwycięzców się nie sądzi. Otóż tym razem trzeba osądzić. Przez trzy kwadranse graliśmy naprawdę dobrze, trzymając przy tym szczelną defensywę. Do tego w bramce świetnie spisywał się Patryk Plaszczak. Później powróciły jednak stare demony. Po prostu po raz kolejny za szybko uwierzyliśmy, że mecz jest wygrany. Stanęliśmy, a rywale konsekwentnie niwelowali przewagę. Chwała zespołowi za to, że w końcówce wytrzymał ciśnienie i pokazał charakter. Jeżeli jednak mamy ambicje, aby być klasowym zespołem, to takie historie nie mogą się nam absolutnie przydarzać ? skomentował spotkanie trener Marcin Czerwonka.
Już w środę (23.10) o 18.00 Padwa zagra na wyjeździe z AZS Biała Podlaska w ramach rozgrywek Pucharu Polski. W lidze zaś czeka zamościan kolejne starcie poza domem. W szóstej kolejce rywalem będzie AZS UJK Kielce, a mecz zostanie rozegrany w terminie 2-3 listopada.
AZS UW Warszawa - Padwa Zamość 27:28 (11:15) MKS Padwa Zamość: Plaszczak, Proć, Wnuk, T. Fugiel 8, Puszkarski 5, Obydź 5, Orlich 4, Szymański 3, Skiba 2, Adamczuk 1, Bigos, Sz. Fugiel, Sałach, Gałaszkiewicz, Misalski,. Sędziowali: Paweł Popiel i Artur Rodacki (Kielce)
Napisz komentarz
Komentarze