Ekipa Marcina Czerwonki i Wiesława Puzi zaczęła z animuszem, ale efekt tego był zgoła odmienny od zamierzeń. Żółto-czerwoni raz za razem gubili piłkę albo razili niedokładnością w rozegraniu. W 11 min. goście prowadzili więc 6:2. Uspokojenie gry i dłuższe rozegranie akcji przyniosło efekt i kilka minut później mieliśmy już remis (6:6), a bramki rzucali Karol Małecki, Kacper Adamczuk, Łukasz Szymański i Konrad Bajwoluk. O przełamaniu nie było jednak mowy, Padwa bowiem ponownie nie potrafiła złapać właściwego rytmu gry. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy to goście mieli jedną bramkę w zapasie (12:11). W końcówce z drugiej linii huknął jednak po raz kolejny Kacper Adamczuk, poprawił Tomasz Fugiel i do szatni gospodarze schodzili, prowadząc 14:12.
w hali OSiR oczekiwali, że po zmianie stron ich ulubieńcy pójdą za ciosem, tymczasem obraz gry się nie zmienił. Żółto-czerwonym nadal brakowało dokładności w rozegraniu i na kwadrans przed końcem na tablicy świetlnej widniał remis 20:20. Wreszcie jednak Padwa włączyła szybszy bieg i zagrała skuteczniej. W efekcie przez 8 minut zespół Sylwestra Ziółkowskiego nie zdobył żadnej bramki i zrobiło się 24:20. Ogromna w tym zasługa Mateusza Gawrysia, który z każdą kolejną akcją spisywał się coraz lepiej. Bramkarz żółto-czerwonych wybronił nie tylko dwa rzuty karne (Artur Sadowski, Paweł Kruszewski), ale i dwie dobitki! Takich znakomitych interwencji miał zresztą więcej, a przy okazji kilkukrotnie popisał się kapitalnymi podaniami do Łukasza Szymańskiego, który efektownie kończył akcje. Po jednej z takich kontr (54 min.) było już 27:21 i losy meczu zostały rozstrzygnięte. W ostatnich minutach Mateusz Gawryś jeszcze kilkukrotnie pokazał swój niemały kunszt, znakomicie broniąc rzuty ze skrzydła. Gdyby tylko kibice Padwy mieli na głowach czapki, to z pewnością zdjęliby je, podkreślając w ten sposób klasę bramkarza gospodarzy.
- Mecz od początku nie układał mi się tak, jakbym chciał. Ale czasami tak jest i trzeba umieć się podnieść. Dałem sobie 10 minut w drugiej połowie, żeby coś poprawić. Udało się i mamy zwycięstwo – przyznał skromnie Mateusz Gawryś.
- Wynik był otwarty niemal do samego końca. Moment dekoncentracji zawodników z Grudziądza sprawił, że odskoczyliśmy na sześć bramek, ale i w końcówce wiele zawdzięczamy Mateuszowi Gawrysiowi, który bronił bardzo skutecznie. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężki pojedynek, ponieważ rywale, mimo że plasują się nisko, są zespołem solidnym. To się w pełni potwierdziło i moim zdaniem, prezentowali się o wiele lepiej niż w pierwszej rundzie – podsumował spotkanie trener Marcin Czerwonka.
Zwycięstwo zamościan sprawiło, że z dorobkiem 23 pkt. przesunęli się na dziewiąte miejsce w tabeli Ligi Centralnej. Kolejne emocje już w najbliższą sobotę (19.03) o 18.00, gdy Padwa zmierzy się z Zagłębiem Sosnowiec.
MKS PADWA ZAMOŚĆ – MKS GRUDZIĄDZ 30:25 (14:12)
PADWA: Gawryś, Kozłowski – K. Adamczuk 7, T. Fugiel 6, Małecki 6, Szymański 4, Bajwoluk 3, Mchawrab 2, Sz. Fugiel 1, Pomiankiewicz 1, A. Adamczuk, Kłoda, Obydź, Puszkarski, Sałach, Skiba.
Kary: 6 minut – 10 minut.
Sędziowali: Kamil Dąbrowski i Paweł Staniek (Kielce)
Widzów: 600.
Napisz komentarz
Komentarze